27 września 2011

LONDYN

zjazd

Ktoś kiedyś zapytał mnie dlaczego właśnie Londyn, dlaczego właśnie to jest moje ulubione miasto, miejsce, gdzie czuję się wspaniale, gdzie mógłbym mieszkać i żyć i zestarzeć się do 153lat. Dlaczego? Przecież jest to jak każde inne na świecie duże miasto, metropolia, gdzie tłok i tłumy ogarniają nas prawie każdego dnia (szczególnie w letnim sezonie turystycznym), ceny życia i utrzymania są jednymi z najwyższych na naszej planecie, a gwar i hałas chyba nigdy nie ustają. A ja odpowiedziałem: Londyn po prostu nie jest jak każde inne miasto, jest wyjątkowy w każdym swoim calu. 


Mówi się, że prawdziwych londyńczyków już nie ma, że wyginęli. Że nie ma osoby, która by się tam urodziła, wychowała, przeżyła całe życie. Ale dlaczego tylko takie osoby nazywa się prawdziwymi londyńczykami?! Czy nie mogę być nim też ja? Czy nie może być nim KiYeol z Korei, Okori z Nigerii albo Eduardo z Brazylii? Londyn to najprościej mówiąc jedna wielka mieszanka kulturowa. Z 12 milionów mieszkańców jedna trzecia to imigranci spoza Wielkiej Brytanii. Każdego dnia na ulicy możemy spotkać kogoś o odmiennym kolorze skóry, wyznaniu, kulturze, wizji świata. To wspaniałe móc mieszkać w jednym mieście (choć czy obszar ponad półtora tysiąca kilometrów kwadratowych możemy nazwać jeszcze miastem?) z tymi wszystkimi ludźmi, którzy urodzili się w innych zakątkach świata, mówią innymi językami, myślą zupełnie innymi kategoriami, które nam jest sobie nawet ciężko wyobrazić. W Londynie wszyscy czują się swobodnie, są prawdziwymi obywatelami świata. 

Londyn w okresie od czerwca do września staje się prawdziwą turystyczną Mekką – tego lata ugości nawet kilkoro leszczyńskich harcerzy! A jest co zwiedzać… Od wspaniałego Buckingham Palace – „skromnego” M4 Królowej Elżbiety II, Trafalgar Square – znany z telewizji plac z kolumną Nelsona, Houses of Parliament z najbardziej znaną na świecie wieżą zegarową z najsłynniejszym dzwonem Big Benem, Westminster Abbey – w której biorą ślub książęta i królowie brytyjscy, cudownych ponad dwustu muzeów, po Królewskie Ogrody Botaniczne w Kew, Królewskie Obserwatorium w Greenwich, zielony punkt widokowy Londynu w Hampstead Heath i dzielnicę rozrywki Soho oraz Covent Garden. To ostatnie to chyba moje ulubione miejsce w Londynie. Skupiona wokół centralnego Covent Garden Piazza, zamknięta dla ruchu samochodowego sieć brukowych dróg z najdroższymi butikami świata przepełniona jest ulicznymi artystami, kuglarzami, magikami, amatorami łatwego zarobku w strojach z poprzedniej epoki. Klimat jaki to miejsce roztacza jest po prostu nie do opisania. Gdyby ktoś miał okazję, polecam udać się tam w weekendowe popołudnie czy też wieczór, gdzie (tak jak w całym Soho) ludzie w każdym wieku wprost wylewają się z tych bardziej tradycyjnych i super-nowoczesnych pubów i restauracji, gdzie każdy dla każdego jest miły, sympatyczny, otwarty, gdzie nie sposób jest znaleźć stereotypowego ponurego i oziębłego Anglika. 

Mój Londyn to też – a w zasadzie przede wszystkim – Dulwich. Londyn jest podzielny na ponad 30 dzielnic, tzw. Boroughs, których centra były kiedyś odseparowanymi osadami – stąd pochodzą nazwy dzielnic. Dulwich to dzielnica, która do dnia dzisiejszego swym charakterem przypomina wioskę, została założona przez Edwarda „Neda” Alleyna, aktora szekspirowskiej sceny za czasów Miłościwie Nam wtedy Panującej Królowej Elżbiety I. Od jego nazwiska nadal nazwę nosi główna ulica Dulwich, która przebiega przez Dulwich Village, czyli historyczną część dzielnicy. To miejsce jest oazą ciszy i spokoju osadzoną pośród zagajników, parków, boisk sportowych i budynków Dulwich College; gdyby pojawić się tu znikąd, nigdy w życiu nie domyślilibyśmy się, że jesteśmy w Londynie. Ciche uliczki z prawie identycznymi domami po obydwóch stronach jezdni nie zdradzają obecności żadnego mieszkańca. 

Londyn to bogata historia, to drogie sklepy, to również dzielnice biedy; to miasto, gdzie powstała pierwsza na świecie kolej podziemna, to trzecie co do wielkości miasto Europy i największe miasto Unii Europejskiej; to Dom dla każdego, kto chce by Londyn był jego Domem. W takim razie… Do zobaczenia w Domu, może już niedługo?

jędrzej 
pwd. Jędrzej Celer - student dyplomacji europejskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, drużynowy 11 Leszczyńskiej Drużyny Harcerskiej, pasjonat podróżowania i nauki języków obcych, artykuł napisał w ramach realizacji próby przewodnikowskiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz