23 sierpnia 2009

Czy warto zharcerzyć się po szesnastce i później?

Wojtek swoją przygodę z harcerstwem zaczął będąc już w liceum. Teraz, po trzech latach, jest już instruktorem, a w Echu Hufca odpowiada na pytanie czy warto wstąpić do ZHP będąc już prawie dorosłym.

Ogromna część harcerzy swoją przygodę rozpoczęła za młodu, jeszcze jako zuchy lub już jako harcerze czyli około siódmego-jedenastego roku życia. Wśród nas są jednak także ludzie, którzy dołączyli do ZHP dużo, dużo później- nawet dopiero stając się już ludźmi dorosłymi. Po co im to? Analogicznie można zapytać: po co po przedszkolu idziemy do podstawówki, dalej gimnazjum, a jeszcze potem do technikum, liceum, na studia i tak dalej. Odpowiesz czytelniku, że trzeba, taki jest porządek świata, ład społeczny itp. I masz poniekąd rację. Wracając jednak do harcerstwa, po co prawie dorosłym ludziom uczestnictwo w czymś skierowanym głównie do dzieci? I tu warto posiadać wiedzę o ofercie i możliwościach ZHP. Kończąc podstawówkę wiemy, że przedmiot zwany dotychczas przyrodą podzieli się na kilka odrębnych, a w szkole średniej poziom wzrośnie. To oczywiste, prawie tak jak dla harcerzy to, że co innego robią zuchy (przedział wiekowy 7-10), a co innego najstarsi zwani wtajemniczonym jako wędrownicy (od szesnastki wzwyż). Jedną z różnic między systemem edukacji a harcerstwem jest to, że nie trzeba odbywać etapów po kolei. Można zjawić się nagle i dołączyć w każdym wieku uchodzącym za młodzieżowy. ;)

Wędrownicy to wciąż harcerze, różnią się nieco jednak od młodszych okazów gatunku. Poza tym, że potrafią się czasem wygłupiać i dobrze bawić- jak każdy zdrowy człowiek, jako dojrzalsze bestie wędrownicy są zdolni do lepszej organizacji siebie samych i grup w jakich działają, a także działań o charakterze refleksyjnym lub związanych z konkretną specjalizacją, zwykle gdy obraną na dobre - doprowadzaną do mistrzostwa. W praktyce więc, nie jest to już rozwrzeszczana hałastra pod dowództwem drużynowego, a raczej grupa dobrych przyjaciół funkcjonująca w sposób demokratyczny.

Szczególnie godne uwagi są wg mnie właśnie specjalizacje drużyn. Wśród tematów zainteresowań tych nie ma żadnych ograniczeń. Coraz większą popularność zyskują w Polsce jednostki wodne i żeglarskie, ale znajdziemy także ratownicze, artystyczne czy typowo studenckie kręgi akademickie. Każda dziedzina życia i aktywność może zostać wykorzystana jako specjalizacja. A że dwoma głównymi filarami pracy wędrowników są służba i wyczyn, przejawy i kierunki inicjatyw są rozmaite. Budujemy samodzielnie jeżdżący model ferrari? A może pokonamy pieszo linię wybrzeża Polski! Nie, zróbmy maski gipsowe z własnych twarzy. Zaraz po tym jak skoczymy ze spadochronami, nakręcimy o tym przeżyciu film z prawdziwego zdarzenia! Wszystko, w czym można się doskonalić, jest potencjałem dla wędrowników, wszelkie sporty, jak i elementy życia w cywilizacji; od deskorolkarzy przez śpiewaków po informatyków. Służba natomiast stwarza pole do popisu dla każdego, kto czuje satysfakcję z działania wolontariackiego na rzecz innych, obojętnie z czego by ta wynikała. Jeśli jednak drużyna jest niesamowicie uzdolniona i wszechstronna- nic nie szkodzi temu, aby podzieliła się na mniejsze patrole zadaniowe, działające osobno tylko specjalizacyjnie.

Co fajnego prywatnie wyniosłem z tego wszystkiego? Poznałem wielokrotnie lub sprawdziłem swoje możliwości, często robiąc rzeczy, których normalnie bałbym się podjąć. Aktualnie nawet strach jest pewną motywacją do podejmowania wyzwań. Po co płacić za napędzanie adrenaliny, a wycofywać się z czegoś z powodu strachu? Przydatną cechą pracy drużyny jest sam fakt jej organizacji, a nauka współpracy jest teraz niezbędna każdemu i wszędzie. Przed członkami ZHP otwierają się również możliwości, których nie mieliby poza związkiem: przykładem może być niedawno organizowany wyjazd na międzynarodowy zlot w Islandii o 80% tańszy(!) niż regularny wyjazd na wyspę lub zamknięte szkolenia w zakresie pierwszej pomocy czy skoków spadochronowych oraz wiele innych.

Na koniec najzieleńsze, gdy wszyscy narzekają na ten "ach i och straszny świat pędzący w zatrważającym tempie do przodu'"- no dobra, owszem, zasuwa nieźle, ale marudzący razem z nim. A gdyby tak się wyrwać na miesiąc do lasu? Oczywiście oferta nie dla wszystkich, ale myślę, że dla wielu atrakcyjna. Czyli klasyczna harcerska przygoda, choć z upływem czasu inna niż z filmów czy książek (vide "Czarne Stopy"), pokusiłbym się o stwierdzenie, że nawet lepsza - bardziej profesjonalna? Wspomniany pęd życia często rzuca nas też w różne miejsca - przeprowadzki, praca, miłość, studia - harcerstwo może być wtedy punktem zaczepienia, hufiec jest jednym z pierwszych miejsc, w jakie udamy się w nowym otoczeniu wypytując gdzie są jakieś fajne drużyny. A potem z górki, z gronem nowych dobrych znajomych mimo nowego miejsca. Nie musisz nawet wstawać - większość jednostek istnieje w sieci.

Jedyne przeciwwskazanie harcerstwu jakie widzę - jeśli jesteś już w szkole muzycznej na trzech kursach językowych i dwóch sztukach walki - zastanów się czy nie potraktujesz tego jak kolejnego obowiązku, terminu w tygodniu gdzie musisz się zjawić - czyli nie bierz za dużo na głowę na raz (a może zrezygnować z czegoś na rzecz skautingu?). W każdym innym przypadku polecam świetną zabawę, fajnych ludzi i rozwój osobisty w postaci harcerstwa, także po szesnastce, osiemnastce czy dwudziestce - byle w gronie ludzi odpowiadającym Ci. :)






pwd. Wojciech Chrzan- specjalista od harc- fiction, student filozofii, naczelny webmaster Hufca i drużyny, w sieci powszechnie znany jako Taiffun.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz