30 listopada 2011

ZAGUBIONY CZAS

 
William siedział samotnie w wagonie z słuchawkami w uszach i laptopem na kolanach. Słowa same spływały mu przez place na ekran komputera. „To będzie naprawdę dobre!” – pomyślał. Pociąg zaczął zwalniać, a za oknami gęstniało od przeszklonych drapaczy chmur. Z głośnika nad drzwiami popłynął lepki głos, niespełnionej w telefonie zaufania kobiety: „Zbliżamy się do stacji końcowej. Pasażerom przypominamy o zabraniu wszystkich sztuk bagażu i dziękujemy, że wybraliście państwo właśnie nas.” Will szybko wystukał ostatnie słowa, zamknął klapę laptopa i wsunął go do torby. Na jego chudej twarzy pojawił się szeroki uśmiech tryumfu. Założył swoją wysłużoną czarną skórzaną kurtkę, po czym wyszedł z przedziału. Pociąg dojechał na stację. Will wyskoczył na peron i żwawo ruszył ku wyjściu. 


Alexander przybliżył filiżankę do ust nie odrywając wzroku od ekranu komputera. Pomału wziął łyk parującego naparu o banalnej nazwie kawa z mlekiem. Ze stolika obok dobiegł gromki śmiech trzech staruszków rozprawiających o szansach lokalnej drużyny piłkarskiej na zwycięstwa w nadchodzącym sezonie. Alex odruchowo spojrzał na drzwi kawiarni. Nie oczekiwał żadnego kompana. Poszukiwał weny. Od dłuższego czasu wpatrywał się w ekran i wciąż i wciąż czytał te same słowa ostatniego zdania fragmentu, który napisał tydzień temu. „Nic. No totalnie nic.” – zaklął w duchu. Kelnerka z uśmiechem na twarzy przeszła obok niosąc zamówione kawy staruszków. Alexander o tym nie widział, lecz młoda Vivian za każdym razem gdy przychodził do kawiarni ukradkiem zerkała jak stuka w klawisze kolejne słowa powieści, której nigdy nie wyda. Ba, której nawet nikt nigdy nie przeczyta. 

June Antoni biegał w tę i z powrotem po mieszkaniu łapiąc w pośpiechu potrzebne przedmioty. Kilkukrotne upadki podsumowywał tylko krótkim „kurde!”. Przystanął w przedpokoju, szybkim ruchem ręki przeczesał włosy, zapiął koszulę i przewiesił przez szyję krawat. Złapał kurtkę i torbę, po czym wybiegł z mieszkania krzycząc tylko: 
- Julie! Zostaw klucze tam gdzie zawsze! Kisses! 
Odpowiedziało mu krótkie mruknięcie dziewczyny nie poparte nawet podniesieniem powiek. Dobiegł na stację, odbił kartę miejską i wbiegł przez już zamykające się drzwi do pociągu. 

Każdy z kasztanową czupryną wykręconą w milion stron świata. Pod każdą czupryną głowa pełna jeszcze bardziej wykręconych pomysłów. Na nosie okulary słoneczne pilotki nawet w czasie deszczu. Zadziwiająco podobni znaleźli się w tym samym miejscu, o tej samej godzinie, tego samego dnia. Ciekaw jesteś jak potoczą się ich losy?

jędrzej 
pwd. Jędrzej Celer - student dyplomacji europejskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, drużynowy 11 Leszczyńskiej Drużyny Harcerskiej, pasjonat podróżowania i nauki języków obcych, artykuł napisał w ramach realizacji próby przewodnikowskiej.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

najs

Anonimowy pisze...

napisałem wam mejla a odp?? brak

Unknown pisze...

Odpowiedź została wysłana dzisiaj rano - nie codziennie sprawdzamy skrzynkę (najczęściej raz, dwa razy w tygodniu).

Anonimowy pisze...

Nic nie pobije kotka !
haha xd

Anonimowy pisze...

nadal czekam na odp może ktoś by zainteresował się moją aktywnością

Prześlij komentarz