18 lipca 2011

JA BIEGAM!




Jako dorosły, odpowiedzialny człowiek, a nawet przyszła matka i żona zdaję sobie sprawę z tego, że samo wchodzenie po schodach i bieganie z zakupami nie wystarczy by wypracować piękny sześciopak. Z tego też powodu postanowiłam podjąć dodatkową aktywność fizyczną.




Uwaga, proszę się upewnić, że siedzicie wygodnie – ja Paulina Klaudia Woźniak(z tyłu HO, a z przodu pwd.), urodzona dawno, dawno, (ale nie TAK!) dawno temu postanowiłam… biegać - rano w poniedziałki i wtorki. Mówiłam, żeby siedzieć wygodnie – i proszę już się więcej nie śmiać! Samo podjęcie decyzji nie było łatwe, nie mówiąc już o podejściu do zadania na poważnie i opisaniu go w celach naukowo- badawczych dla harcerskiej potomności na łamach naszego magazynu Echa Hufca.

Przygotowania
Powszechnie wiadomo, że aby nie uszkodzić pewnych części ciała(moje piękne, malutkie stópki mam na myśli, więc proszę się tu skoncentrować), trzeba mieć odpowiedni sprzęt. Jako, że znam swoje podejście do sportu, a zwłaszcza do biegania(wspomniałam już o tym, że na lekcjach W-F nauczycielki były tak litościwe, że po każdym biegu wpisywały mi zaliczenie, bo mój czas nie mieścił się w skali ocen od 2 do 6?), to wydatki powiązane z kompletowaniem ekwipunku do joggingu nie były kosmiczne. Spodnie zakupione przez Internet, obuwie sportowe, których już nie noszę na co dzień(niemodne ;p)  i mogę podbijać świat – o ile można tak powiedzieć, uwzględniając moje żółwie tempo. 

Dzień I – Poniedziałek, 28 marca 2011
Godzina 5:30 dzwoni budzik. Wczoraj poszłam spać przed 24:00, więc jedyne o czym marzę to podusia, kołderka i… nie ma mnie. Za oknem szaro, buro i ponuro, poza tym w nocy z niedzieli na poniedziałek mieliśmy zmianę czasu, więc tak właściwie to jest 4:30… no nie tego to już za wiele, poza tym na termometrze tylko 4 stopnie – zimno brr, idę spać. Pobiegam sobie wieczorem, co prawda nie chcę, by ludzie na mnie patrzyli, ale cóż mogę na to poradzić, jakoś to przeżyję.
Jest godzina 22:36, przed chwilą zabrałam się do pisania mojego pamiętnika biegania, i właśnie mi się przypomniało, że miałam pobiegać wieczorem, a to peszek… to ja lepiej pójdę spać, rano trzeba w końcu pobiegać, bo się wyda, że nic nie robię…

Próba nr 2 – Wtorek, 29 marca 2011
5:30 pojedynek: podusia kontra budzik – 2:0 dla podusi, przewracam się na drugi bok i idę spać, kiedyś w końcu zacznę biegać z rana, ale to nie musi być dziś, czyż nie? Może lepiej zostawić to bez komentarza…

HURRRA! – Środa, 30 marca 2011
Udało się, tak ja, I Śpioch Polski wstałam wcześniej. Nie była to co prawda 5:30, a 7:30(co jednak robi różnicę, gdy człowiek uczy się po nocach i czasem chce zaszaleć i pospać trochę dłużej niż 4 godziny). Przemarszobiegłam dystans prawie 3 km(jak doliczymy schody na  trzecie piętro akademika, to wyjdzie ponad 3 km). Wbrew moim początkowym obawom, przeżyłam ten wysiłek – nie udusiłam się po przekroczeniu 50 metrów, nie poplątały mi się nogi i nie musiałam błagać portiera by wniósł mnie do pokoju. Co jeszcze ciekawsze, na drugi dzień podniosłam się z łóżka o własnych siłach – moja kondycja jednak nie jest w aż tak opłakanym stanie jak to mi się wydawało. A! Doszłam do wniosku, że będę biegać w środy – większe prawdopodobieństwo, że zwlekę się z łóżka ;P.

W kupie siła – Wtorek, 5 kwietnia/Środa, 6 kwietnia 2011
Jak to w akademiku bywa, zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogadać, lub ktoś komu można się pochwalić, że się biega(nie, że się biega w środy rano, tylko, że się biega). Tym sposobem udało mi się zebrać czteroosobową ekipę do porannego joggingu. Zbiórka – środa 6:30 rano, tak, poświęciłam się ze względu na koleżanki i wstałam godzinę wcześniej! Okazało się, że bieganie w grupie jest naprawdę przyjemne - pokonałyśmy razem ponad 4 km. Chyba po raz pierwszy w życiu biegłam zadowolona i czułam ogromną satysfakcję, nie musiałam nikogo doganiać, bo miałyśmy równe tempo i przede wszystkim nikomu niczego nie musiałam udowadniać. Biegłam z radością i tą pozytywną energią emanowałam do końca dnia. Gorąco polecam bieganie z przyjaciółmi(Pozdrawiam koleżanki z akademika, które więcej już ze mną nie pobiegły ;p)!

Co daje bieganie?
Poza zmęczeniem? Satysfakcję – zmuszam się do wcześniejszego wstawania, co już jest niemałym wyzwaniem, mobilizuję się do ruchu, a co za tym idzie moje ciało produkuje endorfinę – hormon szczęścia. Ruszam się i za każdym razem przebiegam więcej i maszeruję mniej, nie mierzę czasu, bo mimo wszystko mogłoby się okazać, że moje wyniki są znacznie poniżej normy, ale widzę postęp. Moja kondycja odradza się jak Feniks z popiołu, ale sześciopaka na łydce chyba nie wyhoduję.

Polecam czy odradzam?
Zdecydowanie polecam. Nie tylko tym, którzy kochają sporty wszelkiego rodzaju, w tym bieganie, ale przede wszystkim tym, którzy do jakiejkolwiek dyscypliny sportowej podchodzą z dużą dawką sceptycyzmu. Po pierwsze, do biegania wystarczą wygodne buty, luźne ubranie i odrobina przestrzeni – a o to nietrudno! Po drugie, warto walczyć z własnymi słabościami – ja walczę z moimi dwoma grzechami głównymi: spaniem i lenistwem w kategorii sport, udowadniam sobie i innym, że pracować nad sobą można cały czas. Ponadto, to uczucie dumy, gdy jesteśmy w stanie dogonić podjeżdżający autobus bez większej zadyszki lub w ogóle go dogonić, satysfakcji gdy inni niezgrabnie toczą się po chodniku, a my zgrabnie mijamy ich w biegu i  samozadowolenia, gdy przesuwamy granicę własnej wytrzymałości. Ostatnie, choć nie najmniej ważne jest nasze zdrowie. Podczas każdej aktywności fizycznej dotleniamy nasz organizm, pozbywamy się nadmiaru negatywnej energii i, wbrew pozorom, relaksujemy się. Jak widać z biegania wypływają same korzyści, nie pozostaje nic innego, jak zmobilizować się i rozpocząć przygodę z joggingiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz