Może najlepsza książka Olgi Tokarczuk – na tylnej okładce widnieje opinia Jerzego Jarzębskiego, z którą całkowicie się zgadzam.
„Bieguni” to książka, której chyba nie da się określić jednoznacznie i podporządkować pod konkretny rodzaj tekstu literackiego. To zbiór spostrzeżeń, luźnych myśli, doświadczeń, historii z życia nie tylko autorki, opisanych prawdziwych wydarzeń historycznych. Książka (choć równie dobrze mógłbym ją nazywać Skarbnicą Wszelkiej Wiedzy) z każdą stroną zaskakuje coraz bardziej.
Czytając nie wiemy czego się dalej spodziewać: kolejnej części opowiadania o czterdziestoletnim Kunickim, fragmentu wykładu psychologii podróżnej, sentencji z opakowania podpasek czy opisu życia współczesnych tytułowych Biegunich. Książka ta w oczywisty, prosty sposób dostarcza czytelnikowi tyle informacji i wiedzy ile – nie przesadzając – przeciętna encyklopedia. Poznałem dzięki niej tyle miejsc, zaplanowałem tyle podróży ile żaden agent turystyczny by mi nie zaproponował; dowiedziałem się tyle o preparowaniu szczątków roślin, ile żaden podręcznik do biologii by mnie nie nauczył; wreszcie przeczytałem tyle wydających się w życiu codziennym nieistotnych informacji, które okazały się niezmiernie ciekawe i przydatne, ile nie przyniosło by mi 100 lat życia.
Ciekawostką, która chyba do końca życia utkwi mi w pamięci będzie krótkie zdanie z książki, pochodzące pierwotnie z „uczącego” opakowania podpasek: „Arachibutyrophobia to lęk przed przyklejeniem się masła arachidowego do podniebienia.” . Jednak wszystkie te słowa, które napisałem powyżej, ta nieudolna próba recenzji, choćbym nie wiem ile ją jeszcze upiększał epitetami i jakich bym nie zastosował porównań, nigdy w świecie nie zastąpią po prostu przeczytania tej książki. Olga Tokarczuk pisze w sposób tylko sobie w 100% zrozumiały. Przeciętny czytelnik wśród jej rozbudowanych zapisów myśli prawdopodobnie za wiele nie zrozumie, jednak doświadczony „Tokarczukoman”, po lekturze zapewne takich bestsellerów jak „Dom dzienny, dom nocny” czy „Prawiek i inne czasy”, rozpoczynając czytanie kolejnej jej książki szuka w sobie pewnego dystansu, może podświadomej wiedzy co go czeka: filozoficzne rozpatrywanie życia i świata, ot co!
Nie tylko „Bieguni”, ale praktycznie wszystkie powieści, felietony, opowiadania Olgi Tokarczuk nauczyły mnie postrzegać świat tak, jak nic nigdy przedtem. To dostrzeganie jego szczegółów, osobliwości, tego co zwykły człowiek omija wzrokiem. Nauczyła mnie jeszcze jednego: że książka nie powinna być pachnąca, błyszcząca, z nienagannie czystymi brzegami i okładką, rajem dla oka wśród innych odkurzanych specjalną szczoteczką pozycji w domowej biblioteczce, lecz świadectwem lektury! Bo przecież przy idealnym wyglądzie nie ma śladu jej czytania, a jeśli nie ma śladu jej czytania, to znaczy, że książka nie jest, kolokwialnie mówiąc, „dobra”. Dlatego też mój egzemplarz „Biegunich”: ma pozaginane rogi stron, na których są szczególnie da mnie ciekawe informacje, jego spód umazany jest od jakiegoś flamastra, miękki brzeg pomarszczony w połowie (zapewne od rozginania), a wnętrze pachnie kawą z londyńskiej kawiarni i wnętrzem mojej torby, w której to zabieram go prawie w każdą podróż.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz