Harcerstwo wciąga, uzależnia, przejmuje kontrolę nad otaczającą rzeczywistością, absorbuje marzenia, cele i plany na przyszłość. Staje się Zahirem. Raz w tygodniu zbiórka, prawie co tydzień spotkania na forum Hufca, w każdym miesiącu biwak, kurs czy rajd. Na harcerstwo poświęca się kilka godzin dziennie i niemal każdy weekend, wszystko kręci się wokół niego, to ono porządkuje priorytety, ustala terminy w kalendarzu, a folder ZHP na twardym dysku komputera rozrasta się do niebotycznych rozmiarów. Skautowa działalność pochłania coraz bardziej. Brzmi znajomo? Gdzieś już o tym słyszeliście?
Tak, teraz jest czas, by się przyznać, ja też przedawkowałam. Powyższa historia jest też moją historią. Każdy człowiek ma do przeżycia jedno własne życie, a sama nieraz przekonałam się o tym, że dla sprawy, dla idei, dla innych, można przeznaczyć znaczą jego część. Z czasem powoduje to uczucie uzależnienia, harcerska działalność staje się nałogiem. Po kilku latach tak intensywnej pracy, instruktorska aktywność zaczyna uwierać, wokół widać wiele nieprzychylnych spojrzeń rodziny i znajomych, bo nigdy nie ma się czasu, zaczynają się spóźnienia, wieczne przemęczenie i wykonywanie swoich zadań byle jak. Harcerska działalność nadal biegnie tym samym torem, ale już tylko siłą rozpędu. Właściwie nie wiadomo jak wydostać się z tego kołowrotka, by nie zawieść nikogo, by idee nie ucierpiały i w końcu, by samemu nie zacząć tęsknić. Domyślać mogę się tylko, że pewnie krótko po rezygnacji może być ciężko, brakuje zwykłego wypełnienia czasu, brakuje TYCH twarzy i TEJ atmosfery.
Harcerstwo ma wychowywać do życia w społeczeństwie, do zdobycia zawodu i bycia odpowiedzialnym w stosunkach międzyludzkich, ma uczyć realizowania marzeń, a także konsekwentnego dążenia do wyznaczonych celów. Tylko nie wiem jak to zrobić, skoro za dwa dni zbiórka, potem biwak, na jutro artykuł do hufcowej gazetki i jeszcze trzeba zebrać składki i jeszcze… I jeszcze trzeba żyć, w między czasie oczywiście.
Dlatego zachęcam, odchodźcie! Gdy zaczyna uwierać, nudzić, denerwować- śmiało rezygnujcie! Nikt w ZHP nie ma prawa czuć się urażony czy obrażony widząc instruktorskie rezygnacje. Służba instruktorska wynika z dobrowolności. Tym samym sprawy, których realizacji podjęło się z własnej woli należy dokończyć. Instruktor „na zethapowym odwyku” pewnie i tak niedługo będzie zmagać się ze stagnacją i bezruchem w codziennym życiu. Jestem przekonana, że prędko odnajdzie nową pasję, nowe cele i satysfakcję czerpaną z innych dziedzin życia. Niepotrzebni nam bowiem w ZHP marudni i mało pomysłowi aktywni instruktorzy, dużo więcej pożytku będziemy mieć z tych nieaktywnych, którzy z radością będą wspominać lata spędzone w mundurze, czyli po prostu ze szczęśliwych już- nie- instruktorów, którzy są ludźmi zrealizowanymi zawodowo i prywatnie. Dlatego właśnie nie mam zamiaru nigdy pokazywać moim podopiecznym zmęczonych instruktorskich oczu błagających o choć miesiąc urlopu. Niedługo idę na odwyk.
Może niektórzy czytelnicy będą oburzeni czytając tekst, dlatego usprawiedliwię się już teraz. Nie zamierzam nikogo odwodzić od planów pozostania na instruktorskiej ścieżce. Bardzo cenię instruktorów z wieloletnim doświadczaniem, podziwiam za to, że harcerstwo jest ich pasją na całe życie, nie tylko młodzieńczą przygodą. Rozumiem, że są w instruktorskim gronie osoby, którym harcerska praca nawet przez kilkadziesiąt lat sprawia radość i przynosi wiele satysfakcji. Budzi to mój podziw, jednak ja nie czuję powołania do bycia aktywnym instruktorem przez tak długi czas. Dlatego właśnie nie zamierzam pozostawać w Związku wiecznie, nie wiążę z nim dorosłego życia. Nie chcę sobą pokazywać stagnacji, nudy i bezruchu. Dlatego już teraz myślę o niedalekiej przyszłości, na odwyku, planuję wyjazd do Rumunii, w gronie zadowolonych i spełnionych byłych instruktorów ZHP. Czyż nie wydaje się Wam, że właśnie tak naszą rolę postrzegał Bi-Pi?
Może to paradoks, ale pointa będzie taka: czasem tym, co można zrobić najlepszego dla ZHP to odjeść. Dla siebie i dla sprawy, bo przecież, „żeby zapalać, samemu trzeba płonąć”.

pwd. Agnieszka Skóra- szefowa działu instruktorskiego, zastępczyni Komendanta Hufca Leszno ds. programowych, wędrowniczka i feministka, studentka I roku architektury krajobrazu, od niedawna drużynowa drużyny wędrowniczej.
3 komentarze:
świetne podejście do sprawy, na pewno wielu instruktorom da wiele do myślenia ;-)
a działającego świeżo-upieczonego-instruktora zabierzesz do Rumunii też??
No nie wiem czy dobrze zrobiłoby naszym drużynom takie podejście wszystkich młodych ( juz zrealizowanych w ZHP) instruktorów. Poza tym mając nawet wiele lat działania w Związku za soba można nadal czuć ten entuzjazm i możliwość czynienia czegoś dobrego dla naszych podopiecznych.
"No nie wiem czy dobrze zrobiłoby naszym drużynom takie podejście wszystkich młodych ( juz zrealizowanych w ZHP) instruktorów."
Podążając myślą autorki tego tekstu, właśnie takie podejście zrobiło by bardzo dobrze dla drużyn! Nie ma nic gorszego niż wypalony instruktor prowadzący (z przyzwyczajenia, obowiązku, nacisku innych) drużynę, w ten sposób można zrobić więcej złego niż dobrego. W takim momencie trzeba rzeczywiście dać sobie spokój i wycofać się czasowo lub definitywnie rozstać się z pracą instruktorską.
"Poza tym mając nawet wiele lat działania w Związku za soba można nadal czuć ten entuzjazm i możliwość czynienia czegoś dobrego dla naszych podopiecznych."
Zgadza się, autorka nie napisała nigdzie w tym tekście, że tak nie jest. Realizowanie się poprzez pracę instruktorską w dorosłym życiu jest możliwe, choć nie jest to droga dla wszystkich.
Ciekawy artykuł. Odważne, dojrzałe podejście do problemu.
Tomek M.
Prześlij komentarz