Gdyby przeankietować harcerzy banalnym pytaniem "czy fajnie być harcerzem?" pewnie większość odpowiedziałaby twierdząco. I to nie tylko pozytywna propaganda, bo faktycznie wiele działań pozostawia wspomnienia naprawdę godne cofania się w przeszłość. I jest fajnie. Jednak rozmawiając z ludźmi z różnych środowisk z całej Polski, nabrałem wrażenia, że oprócz tego, że jest fajnie, to każdy mógłby tyle samo powiedzieć, jeśli nawet nie więcej, o problemach jakie gryzą jego środowisko. Nawet, gdy z zewnątrz drużyna wygląda przecudownie, działają prężnie i aktywnie, widać ich wszędzie, a jak widać to oczywiście z uśmiechami na harcerskich paszczach, sprawiają wrażenie zgranej paczki. A jednak w kuluarach mogą kryć harcerski nowotwór niewidoczny z zewnątrz.
Brzmi to może nieco pesymistycznie, opieram to jednak na dwóch rzeczach - wspomnianych rozmowach z ludźmi z całej Polski, z różnych chorągwi, robiących różne rzeczy w różny sposób. I słyszę, że mój rozmówca dostał rozsypującą się drużynę, a właściwie to nie dostał, bo spadła na niego z impetem, a on nie miał pomysłu i boryka się. Inny pewnego dnia przyszedł do harcówki sam, bo reszta wyjechała na studia. To znowu przywódca i lider bywa często nieobecny, albo ludzie są niepewni czy zostaną, nabory nie przynoszą skutku, drużyna nie pojedzie na obóz z przyczyn finansowych, bo akcja zarobkowa przyniosła 2,30zł albo jednostkę trawi grupa wyśmiewająca wszelkie idee czy pojedynczy fochmistrz, który wpływa na resztę. Przykłady można mnożyć, i gdyby ten tekst był wydawany na papierze napisałbym, że szkoda drzew.
Drugim filarem, na którym opieram moje spostrzeżenie są inne artykuły poruszające problemy, czy to ogólnozwiązkowe, czy dotyczące drużyn, a uogólnione, bo dotykają ich sporej części. Między innymi właśnie traktujące o piętnastolatkach, którzy nie są przygotowani do funkcji, które muszą obejmować, czy w drugą stronę o przestarzałych druhach nie potrafiących opuścić samodzielnie organizacji młodzieżowej. O projektach statutu, niedawnej dyskusji wobec Prawa - tradycja czy unowocześnienie? Itp, itd, odsyłam swoim zwyczajem do badań treści internetu - poprzyglądajcie się wynikom wyszukiwań na zapytania typu "harcerstwo problem " i innych, hasłowo.
I rozmyślając o tych mnogich dylematach, zarówno moich własnych jak i cudzych, przyjaciół, znajomych wędrowników, harcerzy, instruktorów - przyszło mi do głowy, że przesadnie się tym wszystkim przejmujemy. Podchodzimy do kłopotów emocjonalnie, przez co często trudno nam się dogadać ze stroną dialogu. Wniosek główny jaki przyszedł mi do głowy brzmi jednak nieco inaczej - wszystkie te zawikłania i komplikacje, to w pewien sposób istota harcerstwa, trudności, na których się uczymy to nieodłączna część. Nie patologia, norma ,z którą ciągle walczymy w niedoścignionej gonitwie ku harcerskiej utopii. A gdy zaczniemy postrzegać szkopuły jako rzecz nieuniknioną, ale wytyczającą nam niejako kierunek rozwoju - myślę że łatwiej będzie stawiać im czoła, a w praktyce takie konfrontacje to najczęściej interakcje z innymi ludźmi. Dlatego harcerstwo jest potężną szkołą dialogu, a ustawiając zaporę komunikacyjną między sobą opuszczamy część zajęć.

pwd. Wojciech Chrzan - znany także jako Taiffun, webmaster Hufca Leszno, student specjalności komunikacji społecznej kierunku filozofii na UAM w Poznaniu.
1 komentarz:
W sumie to racja- zamiast się poddawać przeciwnością w postaci ograniczonych osób/osoby i/lub zamiast trwać w bezsensownej kłótni działając "cios za cios", lepiej stawić temu czoła pozytywnie, starając się może i nawet zmienić tą osobę (osoby), albo przynajmniej nie pozwolić, by ona coś zepsuła/li.
Bo w końcu harcerstwo to walka z przeciwnościami, ze złem ;].
A i łatwiej jest kogoś wywali/od kogoś odejść, niż pomóc się zmienić na lepsze...
Prześlij komentarz