Pewnie z tym pytaniem spotkaliście się już niejednokrotnie. Dla wielu ludzi "zethape" to jedna z wielu organizacji, których celem jest zrzeszanie dzieci, młodzieży, a także tych tzw. młodych duchem. Krzyczą, biegają po lesie, gubią się i przeprowadzają staruszki przez ulicę... Tak nas widzą, więc tak też o nas piszą. Na szczęście dla nas, jak i innych, bywają i tacy, którzy zamiast tworzyć własne wyobrażenia zadają nam pytanie: ale co Ty tak właściwie widzisz w tym harcerstwie?
Odpowiedzi na to pytanie jest prawdopodobnie tyle, co harcerzy "zethape". W moim przypadku odpowiedź różniła się od etapu, na którym się znajdowałam, wieku, doświadczenia, czy posiadanej funkcji lub stopnia.
Na początku harcerstwo było dla mnie wielką przygodą. W oparciu o opowieści rodziców, wujków, ciotek, kolegów z klasy, przyjaciółki harcerstwo było dla tych odważnych, silnych nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Ludzi dojrzałych pomimo młodego wieku. Nie chciałam przystąpić do "zethape", myślałam, że to nie dla mnie. Teraz z perspektywy czasu i 7-letniej, mniej i bardziej burzliwej, działalności wiem, że nie miałam racji. Dałam się namówić na harcerskie Andrzejki. Dzięki, aktywnie biorącej udział w życiu swojej drużyny, przyjaciółce poznałam swoją nową pasję. Niestety do drużyny nie wstąpiłam, bo miesiąc później wyprowadzałam się z miasta. Miałam jednak jasno określony cel: po przeprowadzce znaleźć drużynę harcerską i rozpocząć wielką życiową przygodę.
Tak też się stało. We wrześniu, po akcji naborowej przeprowadzonej przez 11LDH, wstąpiłam do ZHP i tak już zostało. Oczywiste było dla mnie to, że "normalna" działalność drużyny zdecydowanie różni się od harcerskich Andrzejek. Byłam otwarta na poznawanie świata, nie było dla mnie problemem podporządkować się starszym stopniem, którzy byli dla mnie wzorem do naśladowania. Harcerstwo był odskocznią od życia codziennego - pomimo tego, że klasa w podstawówce nie przyjęła mnie zbyt serdecznie, wiedziałam, że w każdy piątek spotkam się z ludźmi, którzy akceptowali mnie, akceptują i śmiało mogę powiedzie, że będę mnie akceptować taką jaka jestem. Dzięki harcerstwu odkryłam, że "w kupie jest siła" ;-), bo nawet, gdy się wali i pali, to znajdzie się ktoś, z kim będzie można szczerze porozmawiać, ktoś kto nam poradzi co zrobić. Harcerstwo to prawdziwa przyjaźń, dla mnie harcerz to człowiek, na którym zawsze mogę polegać, bez względu na to, czy to mój najlepszy przyjaciel, czy ktoś z kim kontakt utrzymuję tylko na zbiórkach. Wiem, że nie jestem sama. Uczucie, które łączy ludzi pozostaje, nawet jeśli ktoś decyduje odejść z "zethape".
Jak już wcześniej wspomniałam, harcerstwo to także umiejętność podporządkowania się. Nie chodzi mi tutaj tylko rozkazy, czy też "widzi mi się" przełożonych, ale o cały zbiór zasad. Prawo Harcerskie, Przyrzeczenie, regulaminy, itd. To wszystko przyjęliśmy dobrowolnie(przynajmniej nade mną nigdy nie stał i nie stoi nikt z siekierą, co do przyszłości to się jeszcze okaże ;-)). Dzięki temu, że te zasady przyjęliśmy z własnej, nieprzymuszonej woli jesteśmy autentyczni w tym, co robimy. Sami szukamy autorytetów. Nie jesteśmy grupą młodzieży, dla której wzór do naśladowania stanowią, tylko i wyłącznie, celebryci. Potrafimy słusznie ocenić co jest dla nas dobre.
Służba innym, czyli słynne przeprowadzanie staruszek przez ulicę, a także praca, a właściwie walka ze sobą i ze swymi słabościami. Myślę, że każdy człowiek na ziemi zdaje sobie sprawę z tego, że potrzebującym trzeba pomagać. Świadczy o tym, na przykład, nasze zaangażowanie w akcje charytatywne. Oczywiście harcerze nie są wyjątkami. Owszem, niektórym ludziom wydaje się, że jak ktoś jest harcerzem to musi pomagać innym, ale ja wiem, że to działa całkiem inaczej. Dzięki działalności w "zethape" każdy z nas ma siłę, odwagę, a nawet wewnętrzną potrzebę pomagania innym, i to jest piękne. Nas nikt nie zmusza, my pomagamy z przyjemnością. Nieco inaczej jest z pracą nad samym sobą. Czasem trudno jest się do tego przyznać, ale udajemy, że nie widzimy swoich wad, albo mimo tego, że je zauważamy, nie chcemy się z nimi rozstać. Mnie harcerstwo nauczyło tego, że zawsze można więcej. Trzeba mierzyć wysoko i wierzyć w to, że się uda. Z wadami trzeba walczyć, a nad lenistwem ostro popracować. Dzięki temu harcerz stopniowo nabywa cech i umiejętności, które przydają się potem w życiu codziennym, szkole/uczelni czy też pracy.
Ostatnią rzeczą, o której tylko wspomnę jest coś, co nazywam "małym harcerskim sacrum". Mundur, ognisko, wspólne wędrówki (nawet jeśli ktoś nie cierpi chodzić, tak jak ja), to coś co skrywa tajemnicę, ale to może zrozumieć tylko harcerz.
Co ja widzę w tym harcerstwie? Mnóstwo możliwości, radości, łzy, pot, walkę. Siłę, którą niełatwo w sobie odnaleźć bez pomocy innych. Coś, co było, jest i na zawsze pozostanie w moim sercu, jako największa przygoda życia.
Ten tekst chciałabym zadedykować wszystkim, o których mowa w tym artykule, Wy wiecie, że dzięki Wam to wszystko nie miałoby sensu, a z pewnością nie byłoby takie, jakie jest teraz.
Odpowiedzi na to pytanie jest prawdopodobnie tyle, co harcerzy "zethape". W moim przypadku odpowiedź różniła się od etapu, na którym się znajdowałam, wieku, doświadczenia, czy posiadanej funkcji lub stopnia.
Na początku harcerstwo było dla mnie wielką przygodą. W oparciu o opowieści rodziców, wujków, ciotek, kolegów z klasy, przyjaciółki harcerstwo było dla tych odważnych, silnych nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Ludzi dojrzałych pomimo młodego wieku. Nie chciałam przystąpić do "zethape", myślałam, że to nie dla mnie. Teraz z perspektywy czasu i 7-letniej, mniej i bardziej burzliwej, działalności wiem, że nie miałam racji. Dałam się namówić na harcerskie Andrzejki. Dzięki, aktywnie biorącej udział w życiu swojej drużyny, przyjaciółce poznałam swoją nową pasję. Niestety do drużyny nie wstąpiłam, bo miesiąc później wyprowadzałam się z miasta. Miałam jednak jasno określony cel: po przeprowadzce znaleźć drużynę harcerską i rozpocząć wielką życiową przygodę.
Tak też się stało. We wrześniu, po akcji naborowej przeprowadzonej przez 11LDH, wstąpiłam do ZHP i tak już zostało. Oczywiste było dla mnie to, że "normalna" działalność drużyny zdecydowanie różni się od harcerskich Andrzejek. Byłam otwarta na poznawanie świata, nie było dla mnie problemem podporządkować się starszym stopniem, którzy byli dla mnie wzorem do naśladowania. Harcerstwo był odskocznią od życia codziennego - pomimo tego, że klasa w podstawówce nie przyjęła mnie zbyt serdecznie, wiedziałam, że w każdy piątek spotkam się z ludźmi, którzy akceptowali mnie, akceptują i śmiało mogę powiedzie, że będę mnie akceptować taką jaka jestem. Dzięki harcerstwu odkryłam, że "w kupie jest siła" ;-), bo nawet, gdy się wali i pali, to znajdzie się ktoś, z kim będzie można szczerze porozmawiać, ktoś kto nam poradzi co zrobić. Harcerstwo to prawdziwa przyjaźń, dla mnie harcerz to człowiek, na którym zawsze mogę polegać, bez względu na to, czy to mój najlepszy przyjaciel, czy ktoś z kim kontakt utrzymuję tylko na zbiórkach. Wiem, że nie jestem sama. Uczucie, które łączy ludzi pozostaje, nawet jeśli ktoś decyduje odejść z "zethape".
Jak już wcześniej wspomniałam, harcerstwo to także umiejętność podporządkowania się. Nie chodzi mi tutaj tylko rozkazy, czy też "widzi mi się" przełożonych, ale o cały zbiór zasad. Prawo Harcerskie, Przyrzeczenie, regulaminy, itd. To wszystko przyjęliśmy dobrowolnie(przynajmniej nade mną nigdy nie stał i nie stoi nikt z siekierą, co do przyszłości to się jeszcze okaże ;-)). Dzięki temu, że te zasady przyjęliśmy z własnej, nieprzymuszonej woli jesteśmy autentyczni w tym, co robimy. Sami szukamy autorytetów. Nie jesteśmy grupą młodzieży, dla której wzór do naśladowania stanowią, tylko i wyłącznie, celebryci. Potrafimy słusznie ocenić co jest dla nas dobre.
Służba innym, czyli słynne przeprowadzanie staruszek przez ulicę, a także praca, a właściwie walka ze sobą i ze swymi słabościami. Myślę, że każdy człowiek na ziemi zdaje sobie sprawę z tego, że potrzebującym trzeba pomagać. Świadczy o tym, na przykład, nasze zaangażowanie w akcje charytatywne. Oczywiście harcerze nie są wyjątkami. Owszem, niektórym ludziom wydaje się, że jak ktoś jest harcerzem to musi pomagać innym, ale ja wiem, że to działa całkiem inaczej. Dzięki działalności w "zethape" każdy z nas ma siłę, odwagę, a nawet wewnętrzną potrzebę pomagania innym, i to jest piękne. Nas nikt nie zmusza, my pomagamy z przyjemnością. Nieco inaczej jest z pracą nad samym sobą. Czasem trudno jest się do tego przyznać, ale udajemy, że nie widzimy swoich wad, albo mimo tego, że je zauważamy, nie chcemy się z nimi rozstać. Mnie harcerstwo nauczyło tego, że zawsze można więcej. Trzeba mierzyć wysoko i wierzyć w to, że się uda. Z wadami trzeba walczyć, a nad lenistwem ostro popracować. Dzięki temu harcerz stopniowo nabywa cech i umiejętności, które przydają się potem w życiu codziennym, szkole/uczelni czy też pracy.
Ostatnią rzeczą, o której tylko wspomnę jest coś, co nazywam "małym harcerskim sacrum". Mundur, ognisko, wspólne wędrówki (nawet jeśli ktoś nie cierpi chodzić, tak jak ja), to coś co skrywa tajemnicę, ale to może zrozumieć tylko harcerz.
Co ja widzę w tym harcerstwie? Mnóstwo możliwości, radości, łzy, pot, walkę. Siłę, którą niełatwo w sobie odnaleźć bez pomocy innych. Coś, co było, jest i na zawsze pozostanie w moim sercu, jako największa przygoda życia.
Ten tekst chciałabym zadedykować wszystkim, o których mowa w tym artykule, Wy wiecie, że dzięki Wam to wszystko nie miałoby sensu, a z pewnością nie byłoby takie, jakie jest teraz.

sam. Paulina Woźniak - zastępczyni redaktor naczelnej EH, studentka etnolingwistyki na UAM, ratowniczka ZHP, gitarzystka, drużynowa nauczycielka śpiewu, z pasją poznaje kolejne języki obce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz